2016.05.05 20:25 / news / czytano 6195 / opinie 0
Trzeba próbować realizować swoje marzenia, ale trzeba to dobrze przemyśleć, żeby było bezpiecznie. Nie narażać się niepotrzebnie – mówi w wywiadzie dla Ultra Trail Runner Magazyn Jacek Żebracki.
Małgorzacie Jachacz-Łopata z UTRM opowiada, jak „na szybko” zdobywa się Mont Blanc, szkoli młodzików i trenuje biegi, jeżdżąc na nartach.
Małgorzata Jachacz-Łopata: Biegacz, narciarz wysokogórski, kajakarz, ratownik GOPR. Kim jest Jacek Żebracki?
Jacek Żebracki: Z zawodu jestem trenerem kajakarstwa i nauczycielem, a z pasji narciarzem wysokogórskim i goprowcem. Swoją przygodę ze sportem zacząłem mając dziewięć lat i przez piętnaście lat uprawiałem właśnie kajakarstwo górskie, bo takie były tradycje w Szczawnicy. Zawsze lubiłem narciarstwo biegowe, ale w Szczawnicy generalnie nie ma warunków do uprawiania tego sportu. W zimie, gdy tylko był śnieg i wolna chwila, to właśnie biegałem na nartach. Bardzo mi się to podobało, lubiłem się zmęczyć. A później pojawiło się narciarstwo wysokogórskie. Z tamtego czasu pamiętam, jak śledziłem wszystkie niusy związane z narciarstwem wysokogórskim, bardzo na to wszystko byłem wtedy nakręcony. Była chęć do treningów, startowania i rywalizacji.
A w czym ci jest najwygodniej? Która z tych dyscyplin jest ci jest najbliższa?
Powiem, w czym mi jest najprzyjemniej. Na pewno najlepiej się czuję, uprawiając narciarstwo wysokogórskie. Daje mi to niesamowicie dużo satysfakcji, poczucie wolności. Można iść w góry i za każdym razem zjechać inną trasą, wybrać inny wariant. W narciarstwie wysokogórskim czuję się najlepiej i najbardziej swobodnie.
Jesteś też trenerem i stąd masz szerszą perspektywę. Jak w tej roli się odnajdujesz?
Pracuję w Klubie Sportowym „Pieniny” od piętnastu lat i bardzo dobrze czuję się w roli trenera. Ta praca daje mi bardzo dużo satysfakcji. Na treningach kajakowych jest zupełnie inny kontakt z młodzieżą. Jest dużo zaangażowanych zdolnych chłopaków, którzy poświęcają każdą wolną chwilę, jak ja kiedyś, żeby się realizować kajakowo. Swoją pracą i wynikami, jakie osiągają zawodnicy udowodniłem, że kajakarstwo w Szczawnicy można wyprowadzić na wysoki poziom. Od piętnastu lat właściwie nie wracamy z ważnych imprez sportowych bez medalu, są to głównie mistrzostwa Polski młodzików, juniorów i seniorów, ale zdarzały się też medale mistrzostw świata i Europy. Specyfika w klubie jest niestety taka, że szkolimy młodzież do poziomu juniorskiego, czyli do 18.-20. roku życia. Potem chłopcy, jeśli chcą się dalej rozwijać, zmieniają kluby. W Szczawnicy jest trudna sytuacja finansowa, nie mamy warunków, żeby na wysokim poziomie przygotować zawodnika.
Uczysz WF-u, masz codziennie kontakt z dziećmi, już starszymi. Widzisz tam jakiś talent, następcę Żebrackiego, Bargiela, Sobczyka – pozwól, że wymienię tych, którzy biegają i realizują się w narciarstwie wysokogórskim.
Trudno jest z tą młodzieżą. Trudno ją zachęcić do uprawiania sportu. Łatwiej jest może przekonać młodzież do gier zespołowych, gdzie jest więcej rozrywki. Natomiast sporty, o których mówisz, wymagają systematycznej pracy nad sobą. Kiedy dzieci słyszą o dystansie powyżej 1,5 km, załamują się, jest to dla nich nieosiągalne. Jest też parę perełek, z których kiedyś mogą wyrosnąć osoby wybitne wytrzymałościowe. Miałem niedawno bardzo dobrego kajakarza pod swoją opieką, Wiktora Czaję, który rok temu przerzucił się na narciarstwo biegowe i odnosi sukcesy na arenie ogólnopolskiej. Jakieś talenty i perełki są, ale wszystko wymaga pracy. Nie można się zachwycać, że ktoś mając 12-13 lat, jest świetny i może spocząć na laurach. Ciężko dzieci przekonać, że to musi być systematyczna praca, bez względu na pogodę i samopoczucie.
Autor: Oprac. red.
Źródło: http://ultratrailrunner.pl