Źródło: adventureglobe.pl
Zdjęcia: Magdalena Wojtarowicz
Zielone wyżyny, gorące źródła, gejzery, biel wodospadów, błękit lodowców i lodowcowe rzeki. Czarne wulkaniczne pustynie. To wszystko można było zobaczyć na zdjęciach podczas sobotniego wieczoru w Jazz Barze w Dworku Gościnnym w Szczawnicy.
Jakub Sarata ma 26 lat, pochodzi ze Szczawnicy. Jego motto brzmi: "Jeśli nie podoba Ci się to gdzie jesteś - rusz się". Nie jesteś drzewem. Był już na Ukrainie, w Rumunii, podróżował po Bałkanach, Norwegii, Andaluzji, Gruzji i Armenii. W 2012 roku w sierpniu samotnie pokonał ponad 340 kilometrów trasy łączącej dwa brzegi i dwie latarnie. Miejscem startu był południowo-zachodni brzeg i latarnia Reykjanesta. Punktem docelowym latarnia na półwyspie Langanes w Islandii ponad 550 km dalej na północnym-wschodzie wyspy.
- Zaczęło się to tak, że 11. listopada 2011 roku na Facebooku wyskoczyło ogłoszenie o tanich biletach na następne lato. Niewiele myśląc kupiłem pierwszy jeden z tych biletów na 25 lipca. Drugi z tanich biletów był na koniec sierpnia. Pojawiło się pytanie co ja zrobię z czasem... Powstał pomysł aby przejść Islandię solo – tak Jakub rozpoczął sobotnie spotkanie.
Jego plecak w dniu wylotu ważył 17 kilogramów. Ostatnie pół roku przed wyprawą było jednym z najintensywniejszych okresów w jego życiu. Spał w namiocie, czasem w chatkach dla gości, czasem na kempingu gdzie za noc płacił około 20 złotych. Dziennie średnio pokonywał 30 kilometrów. Po kilku dniach wędrówki nauczył się, że jak nie wiedział w którą stronę ma iść i którą ścieżkę wybrać to szedł tam gdzie szły owce. One zawsze wybierały najkrótszą drogę. Spotkał po drodze życzliwych ludzi. Mieszkańców wyspy ale także osoby innej narodowości – Niemców, Austriaków, Finów oraz Polaków. Największym wyzwaniem dla Kuby były rzeki na Islandii. Problemem nie była ich głębokość, gdyż rzeki tam są dość płytkie a raczej to że są rwące i bardzo zimne - lodowcowe. Jego trekking przez wyspę zakończył się w momencie kiedy po około 340 kilometrach, które pokonał, stracił równowagę w rzece. Niestety mocno opuchnięte nogi uniemożliwiły mu dalszą podróż. Śmigłowcem został przewieziony do Reykjavíku – stolicy Islandii. Po tygodniu zdecydował się na dalszą podróż – stopem. - W końcu dotarłem do końca Islandii do latarni na Langanes. Można było wejść do góry, wpisać się do księgi pamiątkowej, co oczywiście zrobiłem. Niesamowite emocje, taka radość mimo tego, że nie udało się zrobić tak jak chciałem.- powiedział na zakończenie.
Finansowo projekt wsparła uczelnia na którą uczęszcza: Wyższa Szkoła Europejska im. ks. prof. J. Tischnera, Uzdrowisko Szczawnica, Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego.
reklama
reklama